Weekend mieliśmy bardzo pracowity i bardzo rodzinny.
Byliśmy cali umorusani, zapracowani i przeszczęśliwi, bo kończą się już chyba wypady na działkę. Oczywiście Sebastian pracował najwięcej.
Był też najbardziej umorusany i najszczęśliwszy :)
Był też najbardziej umorusany i najszczęśliwszy :)
Najpierw Dziadek Grześ i Wujek Leszek stwierdzili, że pogoda pogodą, ale noce są już zimne. Więc żeby najukochańszy wnuczek przypadkiem nie zamarzł, postanowili narąbać trochę drewna do kominka.
Powstała z tego całkiem niezła kupka opału, a syn postanowił wszystko pozbierać.
Założył więc znalezione w szopie rękawice, będące jakieś 3 razy starsze od niego ;)
Następnie powrzucał wszystkie pocięte gałęzie na taczkę. Taczka i patyki w między czasie służyły też za perkusję.
Potem MUSIELIŚMY KONIECZNIE posprzątalić wszystkie wióry :)
No i zaliczyliśmy jeszcze ostatnie boróweczki prosto z krzaka :)
Wreszcie razem z Babcią Alą zabrali się za rozpalanie w kominku.
A w niedzielę od rana remont drugiego domku.
Potem niespodzianka - przyjechali Babcia Lidzia i Dziadek Staś.
Powitał ich komitet powitalny w postaci Sebastiana i Babci Gosi, a rodzice,
jak to w niedzielę na wsi przystało, pojechali na targ :)
jak to w niedzielę na wsi przystało, pojechali na targ :)
Babcia Lidzia próbowała przekonać Sebka do zmiany rękawiczek na swoje skórzane, czyste i nowe, ale niestety się nie dało :)
A na koniec cudownego weekendu Tata złowił wielkiego szczupaczka,
który jest w planie na jutrzejszy obiad.
który jest w planie na jutrzejszy obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz