poniedziałek, 24 listopada 2014

Obóz przetrwania

Zaczęła się zima, a ubiegły weekend zapowiadał się zimno i szaro.
Cóz by tu więc robić w takich niesprzyjających okolicznościach...

A, ok. Już wiemy.
Na ratunek przyszła nam nieoceniona Fundacja Aktywnej Rehabilitacji, a konkretnie - Asia, która zadzowniła do mnie w czwartek o 21.00, że jest wolne miejsce na weekendowym obozie FAR dla dzieciaków.

Cóż było robić... W piątek po południu spakowałam siebie, oraz moje dwie latorośle - dużą i małą i ruszyliśmy na że tak powiem spotkanie z przygodą.

Pierwszą przygodą było pokonanie całej Warszawy w piątkowe popołudnie, co zajęło nam jakieś 2 godziny i już byliśmy na miejscu :)

Dalej było fantastycznie.
Sebastian pokonał naprawdę bardzo wiele swoich granic - fizycznych i psychicznych.
Ja również, tyle, że w odwrotnej kolejności :)

Po pierwsze: Dzieciaki były zakwaterowane w pokojach wraz z innymi dziećmi oraz opiekunem z FARu.
Sebastian - zachwycony.
Ja - rozumowo zachwycona, uczuciowo - przerażona :) 
Że on tak sam w tym pokoju i co jak mu się pić zachce a co jak ogólnie mu się zachce czegos a nie będzie mamusi...
Na szczęście z FARem trochę się już znamy, więc zostałam szybko spacyfikowana i odesłana do mojego pokoju :) 
Sebastian sam się rozpakował, poukładał (w artystyczny nieład) swoje ubrania, oraz natychmiast omnie zapomniał.
Mi w zapominaniu o Sebastianie pomogła Kasia, z którą rozpakowywanie się w naszym pokoju również było niezwykle interesujące i pełne wrażeń.

Piewszego dnia dzieciaki padły od razu po kolacji. 
Ale zanim padły, okazało się, że Sebastian umie sam sobie nałożyć jedzenie, sam zjeść, rozebrać się, wykąpać, umyć zęby, poskładać ubrania i położyć się spać.
My nie mieliśmy tak prosto - dla rodziców były jeszcze przewidziane wieczorne zajęcia z technik przenoszenia.
W zemście za odseparowanie mnie od mojego "ukochanego i przecież jeszcze takiego malutkiego synka, który na pewno tęski i sobie sam nie poradzi", na czas zajęćdla rodziców podrzuciłam mniejsze dziecko instruktorkom FARu, aby Kasia przeszkoliła ich z technik noszenia oraz usypiania dziecka zmęczonego ii awanturującego się ;)
Na szczęście w sobotę po południu dojechał do nas Michał, więc nie było już tak źle ;)

Następnie w sobotę i niedzielę dzieciaki i my mieliśmy program i czas wypełniony po brzegi.
Dzieciaki poznawały mapę ciała, uczyły się samodzielności, poznawały techniki jazdy, techniki kontrolowania upadków, miały zajęcia manualne, konkursy, zabawy, sama nie pamiętam, co jeszcze.

Rodzice mogli dowiedzieć się wszystkiego o prawie w edukacji, urologii, psychologii, mogli pogadać z profesjonalistami o wszystkich nurtujących ich problemach i dostawali naprawdę konkretne rady, odpowiedzi i wsparcie.
Ale przede wszystkim - dostali wiarę w to, że ich dzieci potrafią byćsamodzielne, że sobie świetnie radzą, że mądrze wspierane dziecko staje się dwa razy bardziej samodzielne, świetnie radzące sobie ze swoimi ograniczeniami i z ich pokonywaniem.

Sebastian wyjechał z obozu z pamiątkowym dyplomem, koszulką, a przede wszystkim z informacją, że tak naprawdę umie i może dwa razy więcej, niż sobie zdawał sprawę.

Kocham Fundację Aktywnej Rehabilitacji.
Dziękujęza to, że są i za to, że dzięki tym mega fantastycznym ludziom, pełym zapału, wiedzy i doświadczenia, nasze dzieci mogą doświadczaćtak wspaniałych przygód i uczyćsię życia.
I że prostują nas, rodziców, pokazują, co to znaczy mądra miłość.













czwartek, 20 listopada 2014

COOL-awe Kółka od przedszkolaka

Fundacja SMA ruszya z akcją Cool-awe kółka od przedszkolaka.
Marek Sołtys ze Spajkiem, Karolem oraz naszą nieocenioną Elą, która na stałe już wpisała się w krajobraz Fundacji odwiedzają przedszkolaków i pokazują im na czym polega niepełnosprawność, projektują kółka do ózków, męczą Spajka i świetnie się przy tym bawią.

Dziś warsztaty odbyły się w przedszkolu Sebastianka.
W związku z tym Sebastian - jak to przeważnie u nas bywa - od rana wymiotował, przelewał się przez ręce i ogólnie był chory.
Czyli na warsztaty nie poszedł.

Tak czy inaczej - dzieciaki były zachwycone, fantastycznie uczestniczyły w zajęciach i wyszły z zajęćprzeszczęśliwe.
Sebastian po południu przeżył cudowne ozdrowienie i też stał się przeszczęśliwy z powodu możliwości leżenia w łóżku, nicnierobienia i oglądania bajek przez pół dnia :)

A poniżej trochę zdjęć z zajęć, na których niestety Sebusia brak.






środa, 12 listopada 2014

Odwiedzinki rodzinki

U nas w weekend jakoś namnożyło się dzieciaków
Sebastian - zachwycony wizytą przygotowywał się do niej całą sobotę, zamęczając mnie pytaniami pt "kiedy przyjedzie Basia" i robiąc jej różowe serduszko pokolorowane na różowo oraz ozdobione różowym brokatem
W zamian dostał własnoręcznie zrobioną przez Basię szklankę z napisem "Sebuś".
A Kasia - ochrzczona przez Ciocie i wujków "panią Kierowniczką" dzięki swojej bardzo groźnej minie również miała okazję zapoznać się z dzieciaka...mi w swoim wieku - Tymkiem i Michałkiem.
A my - szczęśliwi, bo uwielbiamy takie odwiedziny
 
 
 
 
 

niedziela, 2 listopada 2014

Wycieczka do Centrum Zdrowia Dziecka

Ci, którzy czytająnaszego bloga, a Ci, którzy nie czytają zaraz się dowiedzą, że jednym z moich ulubionych miejsc na ziemi jest Centrum Zdrowia Dziecka.

Jedyne, co mi się kojarzy z tą nazwą, gdy myślę o powyższej instytucji to to, że trzeba mieć końskie zdrowie, aby się tam leczyć.

Dlatego pełna wiary i optymizmu udałam się z Sebastianem na zaplanowaną pół roku temu (!) wizytę w poradni gastroenterologicznej.

Tym razem jednak - ku mojemu zdziwieniu - było bardzo miło :)
Co prawda nie uzyskaliśmy żadnej konkretnej pomocy poza zapisaniem się do porasni żywienia (na luty 2015 ;), ale za to uwineliśmy się w 2,5 godziny, co uważam za osobisty rekord pobytu w CZD, wszyscy byli bardzo mili i obyło się bez pobierania krwi, czyli wyszliśmy w dobrych humorach :)

Ponieważjakimś dziwnym trafem, za kazdym razem gdy udaję się do CZD jak i w drodze powrotnej, mój GPS odmawia współpracy, wracając do domu zawsze jadę"na oko" i za każdym razem wyjeżdżam w innym miejscu Warszawy.
Tym razem cudownym zrządzeniem losu wyjechaliśmy przy Centrum Nauki Kopernik.

Skoro tak wyszło, postanowiliśmy się zatrzymać i skorzystać z pięknej pogody i pięknych humoróws i udaliśmy się z Sebkiem na spacer po dachu Kopernika.

Oto dowód - zdjęcie artystyczne pt. "Sebastian. Juki. Narodowy".



Jeszcze kilka takich wqypadów i okaże się, że lubię CZD ;)