środa, 12 października 2011

1% podatku

Czekamy, czekamy, czekamy, czekamy ...
Najpierw było drukowanie ulotek i pisanie maili.
Potem rozsyłanie, roznoszenie, dzwonienie, proszenie.
Duży odzew ze strony bardzo wielu osób.
I... cisza.

Nasza sytuacja finansowa sprawia, że nie mamy noża na gardle (także dzięki dużej pomocy rodziny), ale uważam, że czekanie na pieniądze z 1% podatku do tej pory to jednak jest lekka przesada.
Koszty utrzymania niepełnosprawnego dziecka są naprawdę gigantyczne. Począwszy od tego, że jedna osoba musi zrezygnować z pracy zawodowej, po koszty rehabilitacji, sprzętów itp.
Przyzwyczaiłam się już, że za większość rehabilitacji muszę płacić z własnej kieszeni. Że sprzęt rehabilitacyjny kupuję za własne pieniądze, bo dofinansowanie jest tak śmiesznie niskie, że nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać. Że i tak idę do lekarza prywatnie, bo np. na wizytę w poradni nerwowo-mięśniowej na Banacha muszę czekać ponad rok. I że - załatwiając wizytę po znajomości - jedyne, czego dowiedziałam się w tej oto poradni, to że nic nie ma sensu, bo choroba jest postępująca.
Nie zdziwiłam się nawet, że jak w ubiegłym roku pomyliłam się i zapłaciłam 18,70 PLN podatku mniej niż powinnam, dostałam natychmiast ostrzeżenie o blokadzie konta firmowego w przypadku braku uregulowania zaległych należności w terminie 7 dni od daty otrzymania pisma.

Nie specjalnie dziwię się też, że do tej pory nie mamy na koncie ani złotówki z uzbieranego 1% podatku. Pieniędzy, o które prosiliśmy, często - zwłaszcza na początku- przełamując wstyd, smutek i tysiąc innych emocji. Pieniędzy, które dla niektórych, a właściwie większości chorych dzieci są ich być albo nie być.

Dlatego w ramach protestu nieważny głos w wyborach. Ale to chyba nic nie zmieni :)

A tu odnośnie ostatniego posta - Sebek na wózku aktywnym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz