Obiecywaliśmy, obiecywaliśmy, aż wreszcie udało nam się zaprosić Alusia - czyli synka mojej przyjaciółki Agnieszki - do siebie na cały dzień.
Wreszcie, bo albo jeden ma rehabilitację, albo drugi chory, to znowu wizyta u lekarza i tak w kółko.
W końcu nadszedł jednak ten długo oczekiwany dzień.
Alek przyjechał o 9 rano, uśmiechnęty od ucha do ucha, no i zaczęło się szaleństwo. Nie ukrywam, że mój dom wyglądał jak po przefrunięciu tornada, nasz królik prawie dostał zawału i zrzucił parę kilo, to samo można zresztą powiedzieć o mnie :)
Najważniejsze, źe chłopcy bawili się przecudnie, Aluś został odebrany od nas o godzinie 18 i delikatnie mówiąc nie był tym faktem zachwycony.
A Sebastian nareszcie mógł się do woli pobawić z rówieśnikiem.
A Alusiowi gratulujemy przyjścia na świat prześlicznej siostrzyczki :)
A oto zdjęcia z szaleństw.
Tadam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz