Wczoraj byliśmy z Sebastianem na szczepionce.
Ostatnie spotkanie z igłą i strzykawką nie było odebrane zbyt entuzjastycznie, więc powiedzialam Sebusiowi o tym, że będziemy się szczepić dopiero w samochodzie.
Na początku robił dobrą minę do złej gry, stwierdził, że nie będzie się bał bo jest już dużym cłopem, no ale po wejściu do przychodni trochę się rozkleił.
A właściwie rozkleił się całkowicie.
Płakał przed wejściem do lekarza, bo denerwował się szczepionką, w trakcie leciały łzy wielkości orzechów włoskich a po szczepionce musieliśmy siedzieć w przychodni jeszcze ze 20 minut, żeby się uspokoić.
Za to kiedy wróciliśmy do domu i opowiedzieliśmy całą historię Babci Gosi, Sbastian stwierdził, że to w sumie bardzo dobrze że płakał tak bardzo, bo dzięki temu dostał całą torbę naklejek "dzielny pacjent".
No.
I to się nazywa wrodzony optymizm oraz smykałka do interesów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz