Sebastian uwielbia Muzeum Kolejnictwa.
W związku z tym, że z poniedzialkowych i środowych ćwiczeń do Muzeum nie mamy daleko, w nagrodę za ładne ćwiczenie często tam zaglądamy.
Oczywiście za każdym razem uzbrojeni jesteśmy w garść dwuzłotówek, bo niestety wszystkie makiety są na monety, no ale cóz zrobić :)
Również za każdym razem wyjście z Muzeum kończy się totalną awanturą, łzami i innymi formami nacisku na zostanie jeszcze trochę :)
Dziś awantura wyjściowa była tym większa, że Muzeum zrobiło nam dodatkową atrakcję w postaci wielkiej makiety, po której jeżdżą kierowane przez specjalnego Pana super ekstra świetne pociągi, które wydają pociągowe odłosy, leci z nich para, palą się światła i ogólnie są po prostu boskie.
W związku z powyższym wydaje mi się, że do konca stycznie nie będę miała większych problemów z przekonaniem Sebastiana do solidnego ćwiczenia, tyle tylko że muszę szybko znaleźć jakiś worek na dwuzłotówki :)
to może następnym razem jak będziecie w muzeum kolejnictwa to przyjedźcie do cioci Basi, która ma biuro jakieś 500 m dalej? :)
OdpowiedzUsuńNie ma problemu, czy u Cioci też będziemy mieli jakieś atrakcje?
OdpowiedzUsuńpociągów nie mamy na stanie, ale coś ciotka wymyśli ;)
OdpowiedzUsuń