Dopadł mnie mega leń.
Wielki, gruby i posiadający niezwykłą siłę perswazji leń.
Nic nie moge na to poradzić.
Całą sobotę siedziałam w kącie. W niedzielę rano podjęłam ostatnią desperacką próbę pokonania lenia i zawlokłam chłopaków do kina na fimowy poranek dla dzieciaków.
Było fajnie, Sebastian bawił się świetnie oglądając Stażaka Sama na dużym ekranie, my z Michałem trochę mniej rozentuzjazmowani, ale daliśmy radę :)
Już myślałam, że leń obraził sięi poszedł, ale nie, on sobie jeszcze na doczepkę wziął wspomagacza w postaci mega bólu głowy.
Oczywiście jak na złośćSebastian stanowczo odmówił dziś popołudniowej drzemki, w związku z tym humor miał podobny do mojego, co raczej nie pomagało w naszych kontaktach w dniu dzisiejszym :)
I tak chłopaki się kąpią, a ja potykając się o porozwalane na podłodze samochody, klocki i miseczki z niedojedzonymi jabłkami, omijając wzrokiem niepozmywane kubki po herbacie (może jak nie będę na nie patrzeć to się zlitują i umyją się same?), prawie wybijając sobie zęby o porozrzucane Sebastianowe buty dotarłam resztkami woli do komputera i to już chyba ostatnia czyność, jaką dziś wykonam...
PS. Czy ma ktoś może namiar na krasnoludki?
Mój Tata ma sprawdzone namiary. Ale one takie raczej do hulanki niż do sprzątania :D
OdpowiedzUsuń