Chyba nie dane mi jest jednak cieszyć się spokojem, a wczorajszy post jakby
trochę stracił na ważności :)
Dziś dla odmiany mieliśmy mały odwrót od normalności, czyli powrót do
naszego starego trybu życia ;)
Rano zaspaliśmy cała rodziną, więc generalnie odbyliśmy mały bieg po
mieszkaniu, fruwające fragmenty garderoby, malowanie mamy przy jednoczesnym
myciu zębów synowi podczas jego porannej kupy itp.
W tym czasie Tata, który wczoraj spotkał się z kolegami (a wczoraj
przesunęło mu się na dzisiaj), chodził półprzytomny i przeszkadzał próbując
pomóc.
Nic to, jakoś daliśmy radę, pędem zapakowałam Sebka do samochodu i… kluczyk
nie chciał przekręcić się w stacyjce. No nie chciał i kropka.
Wyprowadzona z równowagi zaczęłam wołać Michała, który oczywiście uważał,
że NA PEWNO po prostu nie umiem przekręcić kluczyka.
Zadzwoniłam do taty po pomoc – usłyszałam podobną diagnozę.
No tak, to takie proste, wiadomo, ze przecież ja po prostu po 10 latach
posiadania prawa jazdy nie umiem przekręcić kluczyka w stacyjce. Że też sama na
to nie wpadłam J
W tym czasie mina Sebastiana robiła się coraz bardziej ponura i z fotelika
zaczęło dobiegać „no teraz na pewno nie zdążymy do przedszkola, już nigdy tam
nie dotrzemy, itp.”.
Nie ważne, że miałam dziś właśnie zaplanowane załatwianie tysiąca zaległych
spraw na mieście, gdyż przez tydzień byłam wyłączona z życia.
Zapakowałam Sebastiana na wózek, ruszyłam do autobusu dzwoniąc jednocześnie
po (na szczęście wykupione) assistance.
Sebastian był zachwycony jazdą do przedszkola autobusem, ale na szczęście
zdążyliśmy.
Ja natomiast spędziłam uroczy dzień siedząc na krzesełku przed warsztatem i
czekając aż pan naprawi stacyjkę. Pan z assistance wywiózł mnie na jakiś koniec
świata, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko relaksować się w cieniu
drzew i czekać…
No i są oczywiście plusy.
Okazało się, że w pewnych okolicznościach bardzo ważne sprawy jednak mogą
pozostać przez jeden dzień niezałatwione, zamiast dnia pełnego latania z miejsca
do miejsca miałam dzień relaksu a Sebek kolejną przygodę.
The End.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz