sobota, 12 listopada 2011

Andrzejkowe szaleństwo

Trochę wyprzedziliśmy czas i postanowiliśmy już wczoraj uczcić zbliżające się Andrzejki. W związku z powyższym pojechaliśmy z wizytą do Andrzejka, czyli Sebkowego kolegi. My, czyli Mama, Sebastian i Ciocia Ela zwana przez Sebusia Babcią Elą.

Chłopaki znają się chyba od urodzenia, więc dobra zabawa była gwarantowana.
Na szczęście (odwrotnie niż to bywało zazwyczaj), faza zabierania zabawek i kłótni o wszystko, co akurat ma w ręku ten drugi trochę już przeszła, więc musieliśmy interweniować w zabawę tylko parę razy. W porównaniu do wspólnych wakacji, gdzie takie interwencje zdarzały się średnio co parę minut, to wielki postęp :)

Sebastian był na początku trochę przerażony, ponieważ moje metody karmienia, czyli straszenie Ziobrą i Kałowcem (czytaj tu ) były również poszerzone o okrzyki "Jedz bo zawołam Jurka". Jako że Jurek to Andrzejkowy Tata, na początku Sebastian patrzył się na niego z dużą dozą nieufności, czy aby na pewno nie będzie musiał za dużo jeść, ale szybko mu przeszło. To straszenie zostało nam jeszcze z pobytu nad morzem, ale nadal działa, a Jurek jakoś nie ma mi tego za złe :)

 Głównym punktem programu były wyścigi na samochodzie i motocyklu wokół domu. Niestety, oczywiście ja również musiałam w nich uczestniczyć, ponieważ Sebastian nie potrafi odpychać się sam nogami. Może udało mi się dzięki temu zrzucić trochę zbędnych kalorii po pysznym obiadku i tonach ciast, bo Andrzejek raczej nam forów w wyścigu nie dawał... Poza tym, że byłam cała mokra i doszłam chyba do stanu przedzawałowego, zabawa była doskonała.

Generalnie robienie zdjęć stało się trochę utrudnione, bo Sebastian od niedawna uśmiecha się "ładnie" do pozowania, co wygląda mniej więcej tak:


Na szczęście od czasu do czasu udaje mi się jeszcze uchwycić jakąś sensowną minkę.

A na koniec, ku mojej wielkiej radości, udało się chłopaków posadzić przy bajce. Wiem, że oglądanie telewizji jest niewychowawcze, ale powiedzcie to moim plecom :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz