poniedziałek, 2 stycznia 2012

Syn mi dorósł

Jak te dzieci szybko rosną...
Dzień przed Sylwestrem mój nieoceniony mąż przytargał do domu buty dla Sebastiana.
Jako że jest to obuwie sportowe, na dworzu lekka ale jednak zima, a generalnie rzecz biorąc Sebastian nie chodzi, uważałam, że zakup butów do gry piłkę, zwłaszcza przy naszym nieco nadwyrężonym ostatnio budżecie, to jednak lekka przesada.
Oczywiście, byłam jedyną osobą w domu, która miała taki pogląd na sprawę.

Pozostała dwójka natychmiast zabrała się do przymierzania, Sebastian piał z zachwytu a Michał snuł plany, jak to będą sobie grać w piłkę (!?%$!@!!???) w tych sportowych butach.

Podczas gdy chłopcy cali byli pochłonięci zakładaniem nowych butów, podjęłam ostatnią desperacką próbę odwiedzenia ich od tego pomysłu i zaczęłam dość chyba logicznie tłumaczyć, że teraz jest zima, że lepiej na wiosnę kupić, że teraz Sebek i tak nie będzie w nich chodził...

Na to moj 2,5 letni syn podniósł głowę znad butów i z całkowicie poważną i pewną siebie miną oświadczył:
"Mamo jestem dorosły, chyba mam prawo decydować w jakich butach chcę chodzić".

No i skapitulowałam.
Buty są i mają się świetnie, a ja nie mogę wyjść z szoku :)

A oto sprawcy zamieszania:

1 komentarz:

  1. Mnie kiedyś spełniono marzenie o wrotkach. Miałam je na nogach może 2 razy, ale wspominam to do dziś :) Oczywiście o jeżdżeniu nie było mowy, ale najważniejsze, że je MIAŁAM :D

    OdpowiedzUsuń