Jak te dzieci szybko rosną...
Dzień przed Sylwestrem mój nieoceniony mąż przytargał do domu buty dla Sebastiana.
Jako że jest to obuwie sportowe, na dworzu lekka ale jednak zima, a generalnie rzecz biorąc Sebastian nie chodzi, uważałam, że zakup butów do gry piłkę, zwłaszcza przy naszym nieco nadwyrężonym ostatnio budżecie, to jednak lekka przesada.
Oczywiście, byłam jedyną osobą w domu, która miała taki pogląd na sprawę.
Pozostała dwójka natychmiast zabrała się do przymierzania, Sebastian piał z zachwytu a Michał snuł plany, jak to będą sobie grać w piłkę (!?%$!@!!???) w tych sportowych butach.
Podczas gdy chłopcy cali byli pochłonięci zakładaniem nowych butów, podjęłam ostatnią desperacką próbę odwiedzenia ich od tego pomysłu i zaczęłam dość chyba logicznie tłumaczyć, że teraz jest zima, że lepiej na wiosnę kupić, że teraz Sebek i tak nie będzie w nich chodził...
Na to moj 2,5 letni syn podniósł głowę znad butów i z całkowicie poważną i pewną siebie miną oświadczył:
"Mamo jestem dorosły, chyba mam prawo decydować w jakich butach chcę chodzić".
No i skapitulowałam.
Buty są i mają się świetnie, a ja nie mogę wyjść z szoku :)
A oto sprawcy zamieszania:
Mnie kiedyś spełniono marzenie o wrotkach. Miałam je na nogach może 2 razy, ale wspominam to do dziś :) Oczywiście o jeżdżeniu nie było mowy, ale najważniejsze, że je MIAŁAM :D
OdpowiedzUsuń