Dziś od rana byłam niewyraźna, ale nestety obowiązki wzywają :)
Ze względu na dziadkowe malowanie naszych (już odbudowanych) ścian, na ćwiczenia z Sebusiem pojechać musiałam ja.
Mam tylko nadzieję, że nie przerodzi się to w jakieś większe choróbsko, a co najważniejsze, że nie uczepi się Sebastiana.
Póki co, nafaszerowana czosnkiem, lekami i sokami z malin kładę się z nadzieją na jutrzejsze cudowne ozdrowienie.
Oczywiście są i plusy - chłopaki idą spać oddzielnie a ja wreszcie mam szansę i wymówkę na wsześniejsze położenie się do łóżka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz