Ostatnio wpadłam na świetny pomysł, aby zamiast w torebki foliowe zapakować w sklepie zakupy w kartonowe pudełka. Najbardziej ucieszyły się moje kolana, które były przeszczęśliwe, mogąc dźwigać te ciężary z samochodu do domu :)
No ale nie ma tego złego. Okazało się, że karton + psia smycz = czołg.
No i zaczęło się. W domu rozpętała się prawdziwa wojna, wszyscy domownicy zostali zastrzeleni przez Sebastiana po jakieś 300 razy i nawet nie było mowy o wyjściu na spacer.
Oczywiście moje kolana były jeszcze bardziej wniebowzięte, mogąc ciągać Sebastiana :)
Na końcu wpadliśmy na pomysł pomalowania Sebusiowego czołgu. W ten sposób powstała z tego kolejna fajna zabawa. Akurat odwiedzili na Dziadek Staś i Babcia Lidzia, więc Lidzia ochoczo wzięła się do pracy z Sebastiankiem i tak powstało arcydzieło wojenne.
Jakoś już zapomniałam, że najfajniejsze są najprostsze zabawy.
Wniosek:
Drogi Mikołaju, w tym roku zamiast mega drogich zabawek, którymi Sebastian bawi się średnio 30 sekund, a które to następnie ja próbuję upychać we wszystkie możliwe miejsca zapchane już po brzegi innymi zabawkami, bardzo prosimy o parę kartonów, pędzel i patyk, żebyśmy mieli z czego strzelać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz