Tak jak obiecałam - przesyłam zdjęcia z majówkowych szaleństw.
Sebastian uwielbia się kąpać, w związku z tym od rana do nocy siedział w swoim basenie - żyrafie i moczył swoją chudą pupę.
Na początku próbowaliśmy wstawić mu do basenu miskę z wodą, że to taki niby-basen, no ale oczywiście nie dał się nabrać i basen musiał być napełniony w całości wodą :)
Oczywiście ja jako nadopiekuńcza matka latałam co chwila z czajnikiem i dolewalam cieplej wody, żeby moje dziecko nie zmarzło przy temperaturze powietrza +30 stopni :)
Wieczorem chłopcy chodzili na ryby nad staw.
To znaczy chodził Tata z Dziadkiem Grzesiem, a Sebastian wożony był w taczce, dzielnie trzymając wszystkie niezbdne haczyki, spławiki i jakieś robale.
Co prawda przez tydzień połowów na patelni wylądował jeden lin, ale o ile zdążyłam się zorientować, chodzi tu raczej o samą czynność łowienia niż o fakt złowienia ryby.
Czego chyba nigdy nie zrozumiem, no ale najważniejsze, że Sebastian był w siódmym niebie.
No a wieczorem... oczywiście kąpiel !
Mój autorski pomyśł - kapiel w zlewie, a raczej w misce włożonej do zlewu.
Wygodnie bo wysoko, a dla Sebastiana kolejna atrakcja :)
Po takich wrażeniach syn padał nieprzytomny koło 21.00, podczas gdy w domu ciężko zapędzić go do łóżka o 22.00.
Zresztą ja padałam razem z nim o porze nieprzyzwoicie wczesnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz