piątek, 11 maja 2012

Przystanek przedszkole

Jakis czas temu pisałam o naszych przygotowaniach do wielkiego wydarzenia, jakim jest dla nas zblizające się milowymi krokami pasowanie Sebastiana na przedszkolaka.
Jednak chyba opcja oddania Sebka do jedynego w okolicy, zachwalanego przez wiele znanych mi osób publicznego przedszkola integracyjnego jednak u nas nie przejdzie.
Najpierw był telefon od Pani Dyrektor, która potrzebowała numer orzeczenia Sebastiana. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że w poradni byłam dzień wcześniej i poinformowano mnie, że orzeczenia jeszcze nie ma.
Na to Pani Dyrektor 8 razy pytała mnie: "no ale dlaczego oni jeszcze go nie wydali" a ja 8 razy odpowiadałam zgodnie z prawdą, że nie wiem, gdyż nie ja to zaświadczenie wydaję.
Pani Dyrektor nie była chyba usatysfakcjonowana odpowiedzią, bo spytała mnie o to samo po raz dziewiąty, ale niestety nie potrafiłam jej w dalszym ciagu wytłumaczyć, że ja NAPRAWDĘ nie wiem, dlaczego poradnia nie wydała zaświadczenia. 

Następnie zadzwoniłam do przedszkola z pytaniem, ile osób będzie w grupie Sebastiana i ile dzieci niepełnosprawnych, oraz ile pań wychowawczyń.
Na to pani w przedszkolu odpowiedziała pytaniem "A co, chce pani zabrać dziecko od nas?"
Trochę mnie zamurowało, bo w moim pytaniu nie doszukalam się, pomimo powtórnej analizy, żadnych przesłanek wskazujących na to, że chcę dziecko wypisać. Nie wydaje mi się ono równiez szczególnie niedorzeczne i pozbawione sensu, kwalifikowalabym je raczej jako pytanie z gatunku podstawowych.

Pewnie jak zwykle się czepiam.



2 komentarze:

  1. Polski urzędnik to Bóg, pan i władca, co trzeba podkreślać na każdym kroku, coby petent przypadkiem nie zapomniał. Żeby się broń Boże nie pomylił, gdzie jest jego miejsce. Ta mentalność panuje między Bugiem a Wartą od samej góry urzędniczej hierarchii aż do najniższego asystenta asystenta w ostatnim Pipidówku. Z nielicznymi wyjątkami, które zwykle szybko szukają innego zatrudnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak też dokładnie się czułam w tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń