Wszystko było ustalone.
W piątek wieczorem wyciągnęłam Michała na zakupy, aby nabyć produkty niezbędne do produkcji koreczków, przekąsek, oraz dipów.
A to dlatego, że w sobotę czyli wczoraj zaplanowałam pierwszą nie wiem od kiedy imprezkę pt. przedsylwestrowy trening :)
....
W sobotę rano Sebastian przytulił się do mnie.
Cieplutki jakiś.
Nieeeeee. To niemożliwe....
Na pewno rozgrzany po nocy.
Zaraz potem wycieczka do łazienki w celu zwrócenia śniadania.
Nieeeeeee.
Szklane oczy. Płytki oddech.
Nieeeeeee.
W zasadzie dziś rano czuję się jak po imprezie, czyli - podkrążone oczy i rozwiany włos po nieprzespanej nocy, słanianie się na nogach i brak kontaktu z rzeczywistością....
Tyle tylko, że imprezę zamiast w większym gronie odbyliśmy we trójkę, gwiazdą nocy i wieczoru był Sebastian, a konsumpcja ograniczyła się do paracetamolu na zmianę z ibuprofenem oraz wody z miodem i cytryną.
Jupi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz