Siedząc sobie w domu w mega upale, pocąc się i walcząc z gilami wspominamy sobie piękny weekend czerwcowy, podczas którego siedzieliśmy sobie nad wodą, wiatr wiał w żagle żaglówki a my zajmowaliśmy się słodkim nicnierobieniem...
No teoretycznie teraz też nic nie robimy, a w zasadzie dziecko, bo ja miałam na ten tydzień zaplanowane mnóstwo spraw, więc próbuję jakoś wszystko ogarniać z synem nie-w-przedszkolu, oczywiście przy pomocy Babci Gosi.
Ale już zdążyłam się przyzwyczaić, że moje plany zazwyczaj nie mają nic wspólnego z tokiem spraw.
Tylko dlaczego ciągle o tym zapominam i znów planuję?
Muszę się odzwyczaić, ale ciężko mi idzie ;)
A poza tym nicnierobienie w wykonaniu mojego syna wygląda tak, że chce on robic milion rzeczy na raz, a właściwie nie powinien ich robić ponieważ jest chory, więc generalnie dzień upływa nam na tlumaczeniu, że tego nie może, tamtego też nie może, a tego to już absolutnie.
A tymczasem wracam do pięknych wspomnień ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz