Zazwyczaj nie miałam problemów z Sebastianem w sklepie, że koniecznie chciał jakąś rzecz czy zabawkę, której ja nie chciałam mu kupić.
Zwykle przyjmował bez większych dyskusji informację o tym, że może wybrać np jedną zabawkę, albo że któraś jest za droga.
Wręcz czasem widziałam zaskoczone miny pań ekspedientek, które (często z lekkim uśmiechem litości na twarzy, niestety) pochylały się nad Sebusiem pytając, czy chce balonika albo naklejeczkę.
Wtedy Sebastian rzucał krótkie "nie" i odjeżdżał, a zaskoczona pani zostawała ze swoim balonikiem ;)
No cóż, świadomie użyłam czasu przeszłego, bo odkrycie przez Sebastiana zabawek Hero Factory całkowicie zmieniło sposób robienia przez nas zakupów.
Aktualnie wygląda to tak, że sklepy z zabawkami omijamy szerokim łukiem, a jak już niestety się na jakiś natkniemy, wtedy Sebastian natychmiast jedzie do stoiska z Hero Factory (nie wiem jak on je znajduje, może po węchu ;), zrzuca sobie na kolana wszystkie z półki i zaczyna się.
Najpierw tłumaczy mi cierpliwie, którego Hero Factora nie ma i dlaczego chciałby go mieć, potem następuje wyszarpywanie zabawek z rąk i jest to przy okazji niezłym ćwiczeniem, gdyż nagle z dziecka bez mięśni okazuje się stawać całkiem silnym i zwinnym chłopcem i często muszę się nieźle natrudzić, żeby zakończyć ten etap.
Następny punkt programu to wielkie spływające po policzkach łzy połączone z całkowitą odmową ubrania się i wyjścia ze sklepu oraz głośnymi odgłosami werbalnymi.
Nie muszę chyba opisywać wzroku pań ekspedientek z balonikami oraz rodziców innych dzieci, że "jak tak można z dzieckiem na wózku biednym".
Po kolejnej próbie wymuszenia na mnie zabawki, której główna atrakcja polega na kupowaniu oraz rozkładaniu na czynniki pierwsze i gubieniu w pierwszej godzinie zabawy (swoją drogą nie mam pojęcia, jak niechodzące dziecko jest w stanie zgubić tyle rzeczy w tak krótkim czasie, ale to chyba akurat ma w spadku po nas) powiedziałam DOŚĆ.
W weekend powiedziałam Sebastianowi, że możemy pojechać do sklepu i kupić nowego ludzika, ale tylko pod warunkiem, że wyjmie swoje pieniądze ze skarbonki i sam kupi sobie zabawkę.
Delikatnie mówiąc, Sebuś nie był zachwycony tym pomysłem, no ale cóż, w końcu doszedł do wniosku, że jednak naprawdę bardzo chce tą zabawkę.
Dzielnie wyjął przy kasie portfel, wysypał całą zawartość na stół i czekał, aż pani ekspedientka policzy monety. Pomijając fakt, że zajęło jej to pół godziny, musiała zawołać do pomocy koleżankę oraz zaopatrzyć się w kalkulator, misja zakończyła się sukcesem.
A Sebastian dumny wyjechał ze sklepu z zakupem ;)
Finał:
Mama zadowolona, Sebastian zadowolony, Hero Factory po godzinie zabawy zgubiony.
No i stał się cud - Sebuś nie marudzi w sklepie, kiedy stawiam go przed wyborem - albo nie kupuję albo dokładasz się ze swoich nagle okazuje się, ze zabawka nie jest mu już potrzebna :)
Pamiętam zauroczenie Antka hero Factory, ma niezła kolekcję. Strzeżona pilnie, każda postać w swoim pudełku. A ile zabawy było z kolegami.... wspomnienie, bo wyrósł już z takich zabaw.
OdpowiedzUsuńMoże za wcześnie jeszcze dla Sebastiana z tym rodzajem zabawek?
Teoretycznie może i za wcześnie, a praktycznie weź i mu to wytłumacz w sklepie ;)
OdpowiedzUsuń