Wizyta u dentysty miała być fantastycznym przeżyciem.
Dzień wcześniej oglądaliśmy sobie z Sebastianem milion zdjęć w internecie, jak to radosne, roześmiane dzieci z przeszczęśliwymi roześmianymi mamami siedzą sobie w gabinecie a pani dentystka miło i cieplutko się uśmiechając "liczy dzieciom ząbki" pomagając sobie przewspaniałym lustereczkiem.
Co prawda już rano następnego dnia Sebastian nieśmiało przebąkiwał, że nie jest pewien, czy u dentysty na pewno będzie fajnie, ale ja, przybierając pozę "no co ty, nie żartuj, u dentysty jest przecież fantastycznie!" uspokajałam go, że będzie po prostu super, a wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego to przy dentyście po prostu lipa.
Zaczęło się nieźle. Sebuś radosnym, że tak powiem - krokiem - wjechał do poczekalni i od razu wziął się za zabawę sztucznymi zębami ;) no i wyglądało na to, że się uda.
A potem było już normalnie, czyli płacz, wrzask, ja na fotelu, Sebastian na mnie, dentystka na Sebastianie machająca lustereczkiem i próbująca obejrzeć chociaż jednego zęba, a następnie wykonująca alpejskie kombinacje w celu wykonania fluoryzacji.
Na szczęście ubytków brak ;)
A ja się cieszę, że moje dziecko nadal pozostaje sobą i nikt ani nic, nawet najwspanialsze indoktrynujące zdjęcia w internecie tego nie zmieniają :)
W moim życiu to ja chyba z milion takich historii słyszałem. Takie jest życie i tego nie zmieni.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że wizyta u dentysty nie jest wycieczką do lunaparku, aczkolwiek czasami jest niestety konieczna, dlatego trzeba próbować zaciskać i jednoczesnie otwierać zęby :)
OdpowiedzUsuńZ dziecmi u dentysty jest różnie, jedni są przerażeni a inni bardzo zaciekawieni.
OdpowiedzUsuń