Odkąd Sebastian poszedł do szkoły, nie mówiąc już o samodzielnym wyjeżdżaniu, wpadł w samouwielbienie połączone z głębokim przeświadczeniem, ze on jest najważniejszy.
Dlatego też regularnie przeprowadza ze mną pogadanki pouczające, że przeze mnie nie miał zeszytu, bo mu nie spakowałam, że przeze mnie zapomniał gumki do ścierania bo mu nie przypomniałam, i ogólnie powinnam się wziąć za siebie bo on przeze mnie połowy rzeczy w szkole nie ma.
Wczoraj więc próbowałam mu uświadomić, odwdzięczając się swoją pogadanką, że nie mam obowiązku pilnowania jego rzeczy i jeśli chce mieć w szkole gumki, piórniki, zeszyty i prace domowe, może ostatecznie dopilnować tego sam.
Co usłyszałam?
- Nie mogę.
- A dlaczego?
- Bo jestem na wózku.
Grunt to mieć odpowiednie argumenty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz