wtorek, 8 września 2015

Kanapki

Syn w szkole - wniebowzięty.

Podoba mu się wszystko.
Pani – cudna.
Koledzy – fantastyczni.
Lekcje – mega ciekawe i szkoda że takie krótkie.

A jak ja to znoszę?
Odpowiem krótko – kanapki.

Ta jakże niespodziewana sprawa zaburzyła moje wyobrażenie o tym, jak wyglądać będzie nasze szkolne życie.
Byłam przygotowana na to, że będę musiała Sebastiana siłą zwlekać z łóżka, ślęczeć z nim przy odrabianiu prac domowych, pilnować, żeby się spakował.

Tymczasem syn stanowczo zażądał budzika i sam budzi się do szkoły, pracę domową odrabia sam i to samomotywując się, spakowany jest codziennie wieczorem.

Nie byłam przygotowana na jedno – kanapki.

A konkretnie – pudełko na drugie śniadanie w kształcie psa, które codziennie rano muszę wypełnić zgodnie z życzeniem: kanapką z szynką lub serkiem, 4 pomidorkami koktajlowymi, 2 kabanosami, połówką bułeczki słodkiej, połówką obranej i pokrojonej gruszki, pokrojoną w słupki marchewką na przegryzkę…..

Poranne robienie drugiego śniadania wyprowadza mnie z równowagi, zaburza mój rytm życia, sprawia, że z niczym się nie wyrabiam i wychodzę a raczej wybiegam z domu z połową rzeczy, które powinnam była zabrać ze sobą…

Jeszcze żeby on tego nie zjadał, do domu przynosił i grymasił.
Ale nie – kanapka zjedzona, kabanosy, marchewki, pomidorki, wszystko znika, pozbawiając mnie tym samym argumentu dzięki któremu mogłabym powiedzieć stanowcze „skoro nie jesz to nie będę ci tych śniadań robić”.

Nic to, rady nie ma.
Przede mną jeszcze tylko 12 lat robienia drugich śniadań.

Minie nie wiadomo kiedy J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz