środa, 28 stycznia 2015

Szału nie ma

Miałam w planach napisanie fantastycznego, pełnego pozytywnej energii posta o tym, jak to cudownie  mija nam czas na hulankach i swawolach, oraz o tym, że ogólnie jest wesoło.

Tymczasem - dopadła nas niestety proza życia no i najogólniej rzecz biorąc - szału nie ma...

Zaczęło się od ubiegłego tygodnia, kiedy masza mała Kasia dostąpiła pierwszego w swoim życiu zaszczytu rozpoczęcia kuracji antybiotykiem.

Byłam z siebie dumna i blada, że podając Sebastianowi różne dziwne specyfiki wzmocniłam jego odporność na tyle, że jakoś się trzymał, wczoraj zrobiłam siętrochęmniej dumna, poniewaz okazało się, że jednak złapał go kaszel, za to dziś dla odmiany stałam się bardziej blada, kiedy od rana nie mogliśmy poradzić sobie z kaszlem, a Sebastian się dusił próbując wykonać cos na kształt oddechu...

Oczywiście są ferie, więc wszyscy, którzy mogliby pomóc są akurat w górach, zażywając świeżego zakopiańskiego smogu, postanowiłam więc zawalczyć o koflator.

Sprzęt dzięki superuprzejmości pewnej rodzinki aktualnie będącej jedną nogą w gipsie udało mi się zdobyć, natomiast nie udało się już zdobić pana koflator obsługującego, gdyż najbliższy wolny znajduje się aktualnie w Bydgoszczy...

Finał jest taki, że na razie ratujemy się antybiotykiem, oklepywaniem i naszą domową nie do końca jeszcze opanowaną techniką AFE czyli że tak powiem ręcznym wyciskaniem kaszlu z człowieka, oraz czekamy na wizytę pana od koflatora, która to nastąpić ma już w piątek.

A ja się mocno zastanawiam nad nakreśleniem planu działania na wypadek tego typu sytuacji w przyszłości.... 
No i tu też szału nie ma....
Póki co, mam przed sobą białą kartkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz