Wiem, że nie powinnam.
Wiem, że wszyscy wiedzą jak to u nas wygląda i że już się powinniśmy przyzwyczaić i że jest jak jest i że się powinnam cieszyć, że mieszkam w Warszawie bo inni mają jeszcze gorzej i że dodatkowo muszą przechodzić przez to samo tylko jeszcze spędzać parę godzin w podróży.
No ale nie mogę.
Napiszę tylko 3 magiczne słowa: Centrum Zdrowia Dziecka.
Wiadomo o co chodzi?
No wiadomo.
Dla tych, co jednak nie wiedzą, piszę i objaśniam.
6 godzin w Centrum Zdrowia Dziecka z 3-miesięcznym noworodkiem.
W tym - wizyta u lekarza 7 minut plus pobranie krwi - 1 minuta.
Kto zgadnie, co robiłam przez pozostałe 352 minuty z 3-miesięcznym niemowlakiem w 32-stopniowym upale?
Czekam i liczę na inwencję twórczą :)
Za miesiąc wizyta z Sebastianem i Kasią.
Wtedy będzie jeszcze śmieszniej - 5-latek na wózku inwalidzkim + 4-miesięczny noworodek, z tym, że - wnosząc po dzisiejszej wizycie - oboje przeważnie na rękach, lub - no dobra, mała podpowiedź do poprzedniego pytania - zwiedzianie kilometrów korytarzy w poszukiwaniu windy.
Już nie mogę się doczekać.
PS. Nie to, że marudzę, nie to, że się czepiam.
Ale czy NAPRAWDĘ nie da się zrobić NIC aby wizyta, która sprowadza się do 8 minut nie musiała trwać 6 godzin?
I czy na pewno jest tak, że wszystkiemu jest winny brak pieniędzy?
Ale pytań dziś nazadawałam...
Szkoda, że wszystkie przeważnie bez odpowiedzi.
Współczuję :( Podejrzewam że dziecko było cały czas na rękach, marudne i płaczliwe,a potem obie bardzo zmęczone wróciłyście do domu.Taka jest nasza służba zdrowia.Szkoda
OdpowiedzUsuń