czwartek, 2 maja 2013

Pałac Kultury i Nauki, czyli witamy w Warszawie

Taaa, majówka :)
Nie wiem jak u Was, ale u nas jest jeśli chodzi o pogodę to jest średnio majówkowo, daliśmy sobie więc spokój z wyjeżdżaniem i uprawiamy aktywny wypoczynek w Warszawie.
Wczoraj był grill (nawet na czas grillowania słoneczko się zlitowało i nieco nam poświeciło), natomiast dziś postanowiliśmy z Sebastianem zrobić sobie wycieczkę do głównej atrakcji Stolicy, czyli Pałacu Kultury i Nauki.

Oczywiście nie muszę dodawać, że na grilla i na wycieczkę musieliśmy jechać we dwójkę, gdyż mój cudowny mąż leży chory i niezdolny do działania.

Wspaniale. 
Pojechaliśmy więc sami.

Na początek było całkiem nieźle, wjechaliśmy sobie na parking pod Pałacem, a tam co chwila miejsce dla niepełnosprawnych no i wszystkie wolne, zaparkowaliśmy więc centralnie pod Muzeum Techniki.
Na tym jednak radosna część przygód się kończy.

Okazało się, że do Muzeum Techniki nie da się wjechać windą, trzeba wejść schodami.
Nie szkodzi.
Pomógł nam pan, który akurat przechodził.

Zakupiliśmy bilety i chcieliśmy wejść na wystawę, ale niestety okazało się, że nie możemy na nią wejść, gdyż jest na piętrze a windą można wjechać tylko z panem, który ma kluczyk, ale którego akurat nie ma.

Nie szkodzi.
Poczekaliśmy i znalazł się pan z kluczykiem. Na górze znalazł się drugi pan, który bardzo się nami przejął, więc oprowadził nas po całej wystawie, opowiadając po kolei o historii telewizorów, historii telefonów i historii miliona innych rzeczy, które są fascynujące jeśli się jest dorosłym fizykiem pracującym w muzeum, ale niekoniecznie, gdy jest się szalonym prawie-4-latkiem.
W związku z tym, że pan był naprawdę miły, ja stałam i słuchałam o tym ile pamięci miał komputer w 1978 roku a ile w 1995 i kto wymyślił telewizor i uśmiechałam się z zainteresowaniem próbując jednocześnie wyrwać po kolei z rąk Sebastiana zabytkowe telefony, których nie można dotykać, naprawić odpadnięty od zabytkowego komputera klawisz i ogólnie powstrzymać moje dziecko przed zrujnowaniem eksponatów, na których wyraźnie napisane było NIE DOTYKAĆ.

Problem polega na tym, że Sebastian nie umie czytać, a ja nie mogłam zwracać mu uwagi, ponieważ nie chciałam przerywać panu, który opowiadał akurat o historii radia.

Wreszcie bardzo miły pan powiedział, że dalej możemy sobie pooglądać sami, a jak skończymy, to mamy go zawołać i zjedzie z nami piętro niżej.

Pooglądaliśmy i idziemy po pana.
Pana brak.
Obeszliśmy wszystko.
Pana brak. 

Znaleźliśmy panią, która zaczęła z nami szukać pana, znalazł się po 15 minutach i zwiózł nas piętro niżej.

Na pierwszym piętrze zwiedzanie trwało mniej więcej minutę, ponieważ były tam samochody, motocykle i inne ciekawe rzeczy, na których był napis NIE DOTYKAĆ, w związku z tym musiałam się szybko ewakuować, gdyż Sebastian niestety nie umie nie dotykać interesującej rzeczy dłużej niż sekundę.

Już po 15 minutach znaleźliśmy kolejnego pana, który znowu zwiózł nas windą, potem poprosiliśmy miłego przechodnia, żeby zniósł wózek z Sebastianem ze schodów i byliśmy gotowi na kolejną atrakcję - wjazd na 30 piętro Pałacu Kultury i Nauki.

Pozytywnie zaskoczeni windą przy głównym wejściu radośnie weszliśmy do środka i... wszystko zaczęło się od początku.
Czyli schody, obcy pomagający pan (tym razem trafił się nam cudzoziemiec - dwa w jednym miał - zwiedzanie i siłownię ;) potem 15 minut czekania i następny pan, następne schody, winda, wjazd na 30 piętro, pan pomagający znieść Sebastiana na taras widokowy po schodach, wniesienie, zniesienie 15 minut, wniesienie, zniesienie, 15 minut...

aaaaaaaaaaaaaaaa

Po 3 godzinach wyszliśmy z naszego cudownego symbolu Warszawy, z naszej dumy i chwały, z miejsca, gdzie nauka łączy się z kulturą, kultura z techniką a technika z miłymi panami.

Skoczyliśmy jeszcze tylko do biletomatu, gdzie okazało się, że nie ma zniżek dla niepełnosprawnych (pan na parkingu wytłumaczył mi, że on tu pracuje i też nie ma zniżek).
Szkoda tylko, że gdyby Sebastian nie był na wózku, ta wycieczka zajęłaby nam godzinę a nie 3, no ale nie ważne, ważne, że w końcu WYDOSTALIŚMY SIĘ i byliśmy WOLNI!

A kiedy już zmęczeni ale szczęśliwi i z radością wspominający cudowny majowy poranek pakowaliśmy się do samochodu, podeszło do nas dwóch obcokrajowców z mapa w ręku i grzecznie zapytało, co warto zwiedzić w Warszawie i czy warto tu wchodzić, do tego Pałacu Kultury i Nauki....

No jasne, że warto!
Takich atrakcji, zapewniam Was, nie znajdziecie nigdzie indziej!
W razie potrzeby, chętnie służymy za przewodnika :)




1 komentarz:

  1. Przypomina mi się taka sytuacja, gdy Krzyś był jeszcze na tyle mały, że jeździłem z nim sam pociągiem do Warszawy na wizyty z Agnieszką Stępień; wsiadanie i wysiadanie z pociągu i pokonywanie schodów wyglądało dosyć karkołomnie - na rękach z przodu trzymałem Krzysia, plecak z wszystkim co niezbędne na wyprawę na moim grzbiecie, a za plecakiem też na plecach wózek [najlżejsza wówczas na rynku – duża spacerówka Jane – super fajna - tylko 8kg, szkoda że ją ktoś z samochodem pożyczył … i nie oddał ...]; Krzyś rósł, więc na końcu okresu takich eskapad, układ taki stawał się już mocno niebezpieczny i zaczęliśmy go bardzo unikać. Skoro świt sobota rano, pociąg zamiast na Centralny zakołował na Śródmieście. Na dworcu puściutko. Z pociągu na peron wyszliśmy w stanie bezpiecznym tzn. rozłożonym czyli Krzyś na wózku. Mocno przydługawe schody wyjściowe. No ale jest jakaś winda. Nic z tego – na kluczyk. No, ale są strażnicy. Pytam o udostępnienie windy. Nic nie wiedzą, mają mnie w nosie, zwijają się szybciutko, bo niby ich ktoś wezwał … No nic może ktoś będzie przechodził za chwilę … Chwile mijają no nikt cholera nie chce tam przechodzić. No to do stanu złożonego i marsz … Pozdrawiam Wojtek

    OdpowiedzUsuń