piątek, 20 marca 2020

Siedzenie w domu (czyli dzień jak co dzień).

Mamy odgórny przykaz siedzenia w domu. Bo wirus. 2 tygodnie siedzenia w domu, w obawie przed zarażeniem, w obawie przed tym, że zachorują ci, których najbardziej kochamy, ci najsłabsi, którzy są obciążeni dodatkową chorobą.

Jest ciężko, bo jak tu wytrzymać w zamknięciu parę tygodni?
Na początku stojąc w kolejce w sklepie na odgłos kaszlu nerwowo się rozglądasz i uciekasz z kolejki, na wszelki wypadek.
Potem zaczynasz odkażać wszystko i wszystkich i pod żadnym pozorem nie wpuszczasz do domu nikogo chorego ani nikogo, kto miał styczność z kimś zarażonym.
Następnie zabierasz dzieci ze szkoły i siedzisz w domu czekając aż epidemia minie.
I wszystko odkurzasz, odkażasz, przecierasz, wycierasz, bo wirusyyyyy....
Straszne?

Nie bardzo.
Mamy tak co roku.

A właściwie 2 razy w roku. W jesiennym i wiosennym sezonie grypowym.

Dla niektórych zwykła infekcja to potencjalne zapalenie płuc, pobyt w szpitalu i walka o życie. Tak jest teraz z osobami obciążonymi chorobami czy osobami starszymi.
Tak jest z Sebastianem i innymi dziećmi z SMA w sezonie grypowym.

Kwarantannę robimy co sezon.
I serio, to nie jest tak, że SMA przyplątuje się do ludzi, którzy uwielbiają siedzieć w domu i marzą o tym, żeby parę tygodni unikać ludzi.
Jestem mega aktywna. A raczej nadaktywno-hiperaktywna. Jeśli nie robię minimum 2 rzeczy na raz, przeżywam prawdziwe męki.

Ale siedzę.

Bo kocham kogoś bardziej niż siebie.

Więc siedźcie w domu. Z doświadczenia wiem, że dacie radę.

A na dodatek jest coś jeszcze.
Każda epidemia mija. Im bardziej jesteśmy zdyscyplinowani tym mija łagodniej dla nas.
I znów można cieszyć się słoneczkiem.
Na co liczymy również tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz