Wakacje za nami.
Było ciepło, błogo i radośnie.
Mimo, że wakacje spędziliśmy na działce...
Ale wiadomo przecież, że nie ważne gdzie, ważne z kim :)
Oczywiście głównymi beneficjentami były dzieciaki, których koledzy, kuzyni, sąsiedzi w różnym wieku, płci oraz zagęszczenia na metr kwadratowy zmieniały się jak w kalejdoskopie :)
Sebastian był również na lato w mieście, gdzie poznał nowych kolegów.
Zresztą, w te wakacje okazało się, że z poznawaniem nowych osób nie ma najmniejszego problemu.
Z wakacji wraca więc bogatszy o numery telefonów kolegów poznanych na zajęciach, w kolejce po lody, w wodzie pływając w zalewie koło naszej działki...
Bogatszy o te doświadczenia Sebek stwierdził ostatino filozoficznie - wiesz mamo, muszę być bardzo fajny.
Tak, muszę być bardzo fajny, bo wszyscy mnie lubią.
No cóż, skromnością mój syn nie grzeszy...
A ja.
Cóż...
Również wracam do siebie po wakacjach, podczas których czas płynął mi na spełnianiu zachcianek typu "mamo chcę do wody", "mamo chcę wyjść z wody", "mamo, chcę tosta", "ciociu zrób koktail"...
Znów przypominają mi się chwile tuż po diagnozie, kiedy dowiedziałam się, że Sebastian prawdopodobnie nigdy nie będzie chodził samodzielnie...
Wizja samotnego, smutnego chłopca siedzącego w kącie na swoim wózku inwalidzkim...
Póki co aby ogarnąć wszystkie jego umówione spotkania z rówieśnikami brakuje nam dni i nocy.
Jestem tym wykończona, ale mam nadzieję że tak już będzie zawsze ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz