poniedziałek, 30 października 2017

Mini motywator

Kiedy człowiek jest zakładnikiem swojego ciała i nie jest w stanie wykonać wielu codziennych czynności, jak chociażby zwykłe otwarcie drzwi, pójście do toalety czy samodzielne założenie spodni, fajnie jest mieć wokół siebie wspierającą rodzinę, która te codzienne zmagania czyni bardziej znośnymi.

My od początku staramy się Sebka wspierać, być z nim, dbać o to aby był szczęśliwą, pewną siebie osobą, która jest w stanie czerpać radość z życia i iść do przodu pomimo tego, że co chwila musi prosić o pomoc.
Jako rodzina staramy się wspierać Sebka jak tylko możemy.*
....
* Nie dotyczy siostry 

Nie do tyczy siostry, gdyż siostra obecnie 3,5 latka urodziła się jako nowy pełnoprawny członek rodziny i od początku swojego istnienia stanowczo daje do zrozumienia, że jeśli jest w tym domu ktoś, komu należą się jakieś specjalne względy, uwaga czy też wsparcie, to bez dwóch zdań właśnie jej.
 I jest to fakt niepodważalny.

W związku z powyższym na porządku dziennym są: lanie się po głowach czym popadnie, wyrywanie sobie wszystkiego i walka o każdy klocek Lego.
Ostatnio doszły również potyczki słowne i przyznam szczerze, że poziom wyrafinowania potyczek słownych Katarzyny wprawia w zdumienie nawet mnie  :) 

Katarzyna na przykład potrafi z milutkim uśmiechem podejść do Sebastiana i powiedzieć:
"Sebek, chodź się że mną bawić.
A nie, przecież nie chodzisz to nie możesz iść.
No trudno, pobawię się sama..."

Albo 
"Sebek Ty nie umiesz chodzić. 
Ja też kiedyś nie umiałam chodzić ale się nauczyłam. No nie to co Ty.
Bo Ty się nigdy nie nauczysz niestety..."

Na początku słysząc te teksty nie wiedziałam co mam robić... W rezultacie nie robiłam nic, bo zanim udawało mi się pozbierać szczękę z podłogi, okazywało się, że o dziwo te teksty albo na Sebastianie wrażenia nie robią, albo nastąpiła już odpowiednia reakcja słowna lub ręczna, wcale nie gorsza od akcji  :) 

No i tak sobie myślę, że to chyba zdrowo mieć w rodzinie takiego małego trolla, który sprawia, że pod ten parasol, który siłą rzeczy w mniejszym czy większym stopniu roztaczamy nad naszymi niepełnosprawnymi dziećmi wpada trochę powiewu prawdziwego życia.
I dzięki temu paradoksalnie daje człowiekowi więcej siły na przyszłość.
Pozwala nie być zaskoczonym potencjalnymi dogryzaniami z którymi przecież wcześniej czy później się spotka.
Pozwala po prostu doznać kolejnej dozy normalności dziecięcego świata, w którym białe jest białe, czarne jest czarne, a poprawność polityczna i kompromisy nie istnieją.

A potem, kiedy zbliża się wieczór i kiedy okazuje się, że "mamo, ja muszę spać z Sebastianem" i że po godzinie rozłąki już i jedno i drugie za sobą tęskni...
Zazdroszczę moim dzieciom rodzeństwa ;)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz