Jak widać po bohaterze tego bloga, nie należy on do specjalnych obżartuchów.
Owszem, zje wszystko ale w ilości nie większej niż parę gryzów na raz.
Temat jedzenia spędza mi sen z powiek, robię więc wszystko, aby jakoś zachęcić syna do jedzenia.
Ostatnio przy obiedzie Sebastian stwierdził, że chce zjeść ziemniaki z cukrem (pomysł zapewne wpadł mu do głowy ze względu na fakt, że od tygodnia mu truskawki z cukrem wciskam :) ).
Jako że celem moim jest, aby zjadł cokolwiek, na ziemniaki z cukrem nie protestowałam.
Sebastian stwierdził, że pyszne.
A następnie, że spróbuje też kotleta z cukrem.
Jasne, nie ma sprawy, jedz z cukrem co chcesz synku.
Sebastian stwierdził, że również pyszne.
Historia właściwie zostałaby przeze mnie zapomniana, gdyby nie fakt, że mój przezabawny mąż z poważną miną zagaił do Sebastiana, że jak takie pyszne, to może i mamusia by spróbowała.
Sebek oczywiście podchwycił temat i stwierdził, że nie będzie jadł, dopóki ja też nie spróbuję kotleta z cukrem.
No cóż, macierzyństwo wymaga poświęceń.
A męża uduszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz