Przepraszamy za kolejną ciszę w eterze, ale jednak zdecydowaliśmy się pojechać na Przystanek Woodstock, w zwiazku z powyższym znów parę dni nas nie było.
Generalnie Woodstock jak to Woodstock - totalna regeneracja sił i pozytywnej energii, czyli dokładnie to, czego nam było trzeba.
Tym razem mieliśmy jednak luksusy - mieszkaliśmy w wiosce motocyklowej organizowanej przez klub Boanerges. Do dyspozycji mieliśmy więc do oporu kawke i herbatkę oraz zupe no i przede wszystkim toalety i krany bez kilometrwoych kolejek i w stanie nadającym się do użycia.
Ceniliśmy sobie zwłaszcza poranne kawy i zupki ;)
Już dawno nie czułam się tak pozytywnie naładowana i gotowa do działania.
Oczywiście na festiwalu, bo dzisiaj w zderzeniu z rzeczywistością było trochę gorzej ;)
No i oczywiście koncerty, czyli Machine Head, Luxtorpeda, Eris is My Homegirl, My Riot i parę innych mega pozytywnych wibracji.
A poniżej parę zdjęć dla tych co nie byli, a chcieliby być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz