czwartek, 1 listopada 2012

1 listopada

Przyznam, że w tamtym roku z uwagi na chorobę Sebastiana, a co za tym idzie moją kondycję psychiczną 1 listopada nie był chyba najszczęśliwszym dniem i generalnie marzyłam, żeby jak najszybciej wyjść z cmentarza.
Zwłaszcza, gdy mijałam groby malutkich dzieci no i oczywiście jakieś głupie myśli przychodziły mi do głowy.
Natomiast dzisiejszy dzień pokazał chyba, że człowiek jakoś nie wiadomo jak jednak ma moc parcia do przodu, bo na widok cmentarza już nie miałam opcji "ratunku uciekam".

No ale oczywiście u nas w domu jest raczej tendencja do emocji skrajnych, skoro więc nie było tragedii, no to normalnie też być nie mogło.

Trochę wstyd się przyznać, zwłaszcza, że to dzień zadumy.

Czy spotkaliście kiedyś 1 listopada na cmentarzu rodziców z dzieckiem obwieszonym obwarzankami i z  wielkim balonem obijającym się o wszystkich i wszystko?

No to my tak właśnie wyglądaliśmy w dniu dzisiejszym...

No cóż, przynajmniej nie tonęłam we łzach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz