Wszystko ładnie, cudnie, sympatycznie, poza tym, że po południu Sebastian stwierdził, ze boli go brzuch.
Biorąc pod uwagę ilość zjedzonego popcornu w niedzielę, raczej nie byłam zaskoczona, więc też zbytnio się nie przejęłam.
Przejęłam się za to w nocy, kiedy Sebek dostał temperatury 39 i nie mogłam jej niczym zbić.
We wtorek za telefoniczną radą naszej kochanej Pani Doktor pojechaliśmy do szpitala, bo gorączka nie spadała, brzuch bolał, osłabienie i te sprawy, więc stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać.
Nie nawykła do jeżdżenia po szpitalach pojechałam do pierwszego lepszego na Działdowską no i oczywiście okazało się, że tam nie ma dziś dyżuru tylko jest na Marszałkowskiej.
No dobra, jadę więc dalej z marudząco-umęczonym Sebastianem.
W zasadzie to nawet lepiej, że w pierwszym szpitalu dyżuru nie było, bo zdążyłam się już nastawić negatywnie no i byłam już w lekkim nastroju bojowym, który mi się przydał w szpitalu nr 2.
Tam też oto w drodze do lekarza pokonałam:
1.
Panią nr 1, która tłumaczyła mi, ze aby wejść z
dzieckiem na izbę przyjęć muszę zostawić wózek w korytarzu. Jakoś udało mi się
ją przekonać, że jednak ciężko jest poruszać się niechodzącemu dziecku bez
wózka.
2.
Panią nr 2, która pytała mnie o skierowanie i wysyłała
do jakiegoś innego szpitala przy akompaniamencie darcia Sebastiana. Tutaj
użyłam metody „na mokro”, czyli przeszłam od przekonywania do brania na litość.
Pani wpuściła mnie dalej, abym mogła spytać lekarza, czy mnie jednak przyjmie,
czy będę musiała jednak jechać do przychodni po skierowanie po to, żeby z nim
wrócić.
3.
Panią nr 3, która okazała się być lekarzem. Wychodząc z
pustego gabinetu na pusty korytarz (nie licząc nas) na pytanie, czy nas
przyjmie, odparła mniej więcej co następuje:
„Dlaczego przyjeżdżacie do szpitala proszę jechać
do lekarza pierwszego kontaktu jak to lekarz was skierował skoro nie macie
skierowania i co to za lekarz i dlaczego prywatnie skoro macie przecież
przychodnie w rejonie i dlaczego telefonicznie skoro dziecka nie widział no i
co z tego że jest chore na zanik mięśni to tym bardziej do przychodni a w ogóle
to powinniście mieć ośrodek gdzie dziecko znają bo my tu nie mamy neurologa no
i co z tego że to brzuch i temperatura skoro on jest ogólnie neurologicznie
chory to powinien być neurolog a po co jechaliście na Działdowską skoro
wiadomo, że tam dzisiaj nie ma dyżurów bo są w dni nieparzyste?”
Tak to mniej więcej brzmiało tylko ze 3 razy
dłużej i zostało przerwane moim pytaniem, pt. „Czy pani jeszcze długo zamierza
nas opieprzać, czy nas jednak przyjmie”.
Pytanie panią wyluzowało i przyjęła, co więcej
bardzo dobrze zajęła się Sebastianem, zrobiliśmy USG, prześwietlenie dla
pewności, bo szaleją mega infekcje itp., parę razy Sebastiana porządnie zbadała
no i wyszliśmy z zapasami leków antygrypożołądkowych, bo na to się zanosiło ze
wszystkich badań.
Na szczęście tym razem skończyło się tylko na
strachu, nie chcę jednak myśleć o tym, co będzie, kiedy Sebastian naprawdę będzie
potrzebował natychmiastowej pomocy, a ja będę musiała pokonywać niezliczone
panie z niezliczonymi problemami natury duchowej, światopoglądowej i innej.
Nasza służba zdrowia ma niestety do siebie to, że o wszystko trzeba się prosić. Również o ratowanie życia, bo papierologia i widzimisie niektórych lekarzy są ważniejsze...
OdpowiedzUsuńKamila wzywaj karetkę, jedynie tym sposobem unikniesz skierowań i odsyłania do lekarza rejonowego po skierowanie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się skończyło na strachu, bo rozumiem, że Sebastian wydobrzał już.
witam serdecznie
OdpowiedzUsuńczytam sobie i nie wierzę że takie rzeczy się zdarzają i to w miejscach gdzie pomoc powinna być od ręki i bez gadania... Na szczęście Sebastianek ma zdeterminowaną i cierpliwą Mamę :)
pozdrawiamy serdecznie :)