niedziela, 26 lutego 2017

Ferie

Od ubiegłego roku jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami przerwy zimowej, czyli ferii po prostu.
Jak wiadomo, zima = zarazki bakterie wirusy = paniczny strach przed wychodzeniem gdziekolwiek.
No ale cóż robić, kiedy odpoczynek jest po prostu wpisany w porządek roku szkolnego :)

Jako że od kilku lat wyjazdy zazwyczaj kończą się u nas co najmniej antybiotykiem, jeśli nie pobytem w szpitalu, za każdym razem zaplanowana wycieczka przyprawia mnie o lekki atak paniki.

No i dlatego też o feriach nie pisałam wcześniej, żeby przypadkiem nie zapeszyć...

No i... udało się!

Co prawda zaraz po wybraniu i opłaceniu noclegu Kasia zaczęła kasłać na potęgę, a do kompletu oczywiście dołączył Sebastian z mega katarem.
No ale w ruch poszły syropy z czosnku i cebuli, robione w lecie soki z czarnego bzu i ogólnie wszystko co było pod ręką.

Do samochodu oprócz dwóch wózków, koflatora, inhalatora dopakowałam jeszcze walizkę (tak. naprawdę walizkę :) ) leków i tak przygotowani pojechaliśmy nad zimne polskie morze.

Zaczęliśmy z grubej rury - spacerem po zmrożonej plaży, delektując się urywającym głowę wiaterkiem.
I o dziwo - pomogło :)

Dzieci ozdrowiały, a potem było już tylko tak miło, że aż nudno :)

Codzienne spacery nad morzem, dwugodzinne pluskanie się w basenie, z którego musieliśmy wyciągać dzieci siłą, pyszne jedzonko, popołudniowa kawa...
Sebastian zapoznał fantastycznych kolegów i koleżanki, co zakończyło się nawet wymianą telefonów i obietnicą spotkania w Warszawie.

Zaliczyliśmy wycieczki po wybrzeżu, grę w kręgle, super warsztaty dla dzieciaków, no po prostu żyć nie umierać :)
Myśleliśmy jeszcze, że może w drodze powrotnej strzeli nam opona albo chociaż zepsuje się pompa oleju w samochodzie, a tu - powrót równie fantastyczny, w dodatku w pięknym słońcu :)

Jednym słowem - fantastyczne ferie za nami :)

I tak nieśmiało pomyślałam, że może to oznacza, że jeszcze kiedyś przytrafi nam się wyjazd z pozytywnymi przygodami ...